Spędziłem pierwszą od wielu tygodni cała sobotę w domu. Chociaż wiem, że dookoła nie brak osób, które mają teraz mocno pod górkę, z tej całej sytuacji warto wyciągnąć tę pozytywną stronę - w końcu znajdziemy może troszkę czasu na swoje hobby, wyciszenie, nadrobienie różnych zaległości. Tak się to zgrało, że moje #zostańwdomu wpasowało się w pogodny dzień, a to dla tych, którzy tutaj zaglądają chyba czytelny sygnał - sypnęło nowymi zdjęciami. Dzień był zdecydowanie wart spoglądania w niebo i "celowania" do możliwe, że już wkrótce bardzo rzadkich na niebie maszyn w lotach transkontynentalnych - zapewne na kilkanaście najbliższych dni niebo nad Europą stanie się prawie puste. A nim później wszystko jakoś dojdzie do normy, trochę to potrwa. Ale tak już przecież kilka razy było - to wygaśnięcie ruchu nad Europą w kwietniu 2010 przyciągnęło mnie do tej pasji, troszkę więc historia zatacza koło.
Na mojej matrycy "wylądowało" dziś kilka dobrych klatek, z których chciałbym pokazać Wam trzy. Pierwsza z nich to chronologicznie ostatni dzisiejszy uchwycony przelot i bez dwóch zdań na dziś zdjęcie roku 2020 w moim wykonaniu. Tym większa moja radocha z tego ujęcia, bowiem znalazł się na nim najstarszy Dreamliner należący do Turkish Airlines noszący znaki rejestracyjne TC-LLA. Maszyna leciała do Atlanty w USA i jako jedyna pojawiła się idealnie w zencie i o idealnej porze (zdjęcie oczywiście prosto spod ręki niezawodnego Mirona - Mirek jeszcze raz dzięki za opracowanie graficzne).
Jak wspomniałem wcześniej, z dużym prawdopodobieństwem okazji do zdjęć będzie w ciągu kilku najbliższych tygodni mniej, ale chyba nadal okazją do codziennego odkurzania sprzętu będą rejsy Emirates do Europy. Może się okazać, że lot tej linii z Kopenhagi do Dubaju około 15.30 będzie jedną okazją do zobaczenia szerokokadłubowej maszyny na pajęczańskim niebie. Póki co dziś nie stały punkt programu w wykonaniu Emirates, a niespodzianka, bowiem nad powiat "zabłądził" Boeing 77W lecący do Edynburga w Szkocji. Trasa dla niego bardzo rzadka i nietypowa, więc trzeba było udokumentować, a że maszyna w bardzo ładnym malowaniu i nigdy jeszcze przeze mnie nie widziana, tym bardziej cieszy...
I na zamknięcie pierwszego od półtorej miesiąca wpisu, trzeci element układanki do dzisiejszej relacji. Niestety psikus pogody sprawił, że trzeba było wykonać zdjęcie nim maszyna schowała się za chmurami, i trochę tego szkoda, bo molo być równie spektakularnie jak przy młodszym tureckim bracie ale jak się nie ma co się lubi... Tym razem najstarszy Dreamliner w barwach Royal Jordanian lecący z Ammanu do Nowego Jorku.
Pozdrawiam!